środa, 29 stycznia 2014

Coffee for Hannah

Pomimo znajomości angielskiego, w Stanach spotykają mnie ciekawe lingwistyczne sytuacje. Niektóre dotyczą mojego nie-amerykańskiego akcentu. W kawiarniach, powoli przyzwyczajam się do zawołania coffee for Hannah. Jest mi bardzo miło, kiedy napój uda mi się kupić pod moim właściwym imieniem.

Dzisiaj z kolei rozmawiąjąc przez telefon z firmą energetyczną, pomocna interlokutorka chciała dowiedzieć się czy lepiej mówić Hel-e-nah czy raczej Hej-lej-na. Od pewnego czasu staram się nie używać już polskiego nazwiska, tym samym eliminując problem długiego literowania (S like school, z like zebra..)

Parę dni temu w drodze do Seattle, zapytałam w autobusie gdzie najlepiej wysiąść, aby znaleźć się w centrum.  Byłam pewna, że od dwóch osób usłyszałam nazwę Wesleys. Po paru minutach dotarliśmy jednak do stacji Westlake. Na szczęście dopytałam się, czy może jednak powinnam już wysiąść. Okazało się, iż faktycznie był to ten przystanek.

Inne sytuacje mają związek z odmiennym słownictwem. Przed wyjazdem do Stanów dostałam w prezencie kieszonkowy słownik języka angielskiego. Była to nie tak oczywista pomoc, bo dotyczyła przekładu z amerykańskiego na brytyjski. Zawarte są w nim takie znane tłumaczenia jak: store- shop, fall - autumn, movie theatre- cinema, yard - garden. Z doświadczenia dowiedziałam się jeszcze, że rajtki (dla warszawskich czytelników – rajstopy) to nie tights, a pantyhose.

Pewnego dnia powiedziałam Deanowi, żeby założył na siebie jumper, bo inaczej się przeziębi. Moją troskę potraktował jednak ze zdumieniem. Okazuje się, że po amerykańsku jumper to nic innego jak sukienka. Innym razem poprosiłam o tissue. Szybko jednak się zorientowałam, że przecież potrzebuję kleenex.

Amerykański język pełen jest regionalnych akcentów, slangów, skrótów, a także m.in. indiańskich, hebrajskich, hiszpańskich słów i idiomów. Eksperyment z menu w meksykańskiej restauracji, skończył się dla mnie niedawno, otrzymaniem małych, zimnych, pikantnych przekąsek i nie za bardzo nadających się na główne danie.

Dodam jeszcze, że w Stanach, przynajmniej w zasięgu amerykańskiej administracji publicznej, osoby nie posługujące się angielskim są prawnie chronione. Dla przykładu: niedawno zdawałam teorytyczny egzamin z prawa jazdy. Na prośbę, był on również dostępny w językach obcych. 

Na koniec mały lingwistyczny quiz: A caballerro and a mensh were kvetching during a pow wow. What might improve their mood: chipotle, moccasins or DOA?
                                              

H.


English version:
www.dziendobryusaen.blogspot.com

środa, 15 stycznia 2014

Go Blue! 

W Chicago zima na całego, w Kalifornii katoliccy księża zachęcają do modlitw o deszcz, a u nas prawie codziennie pada. Jednak bez względu na warunki pogodowe, większość Amerykanów obejrzy rozgrywki futbolu amerykańskiego.  

Na szyldach sklepów widzę ostatnio wiecej flag drużyn, a prezenterzy telewizyjni wyjątkowo zakładają koszulki kibiców. W ubiegłą sobotę, w ramach National Football League, nasza lokalna drużyna Seattle Seahawks zmierzyła się z New Orleans Saints. Padający deszcz przysłużył się bardziej Rybołowom (Seahawks) niż Świętym z Luizjany. Zwycięstwo zapewniło im awans do Pół finału rozgrywek o puchar Super Bowl

Mecz oglądaliśmy u znajomych podczas tailgate party. W wolnym tłumaczeniu jest to impreza przy otwartym bagażniku. Odbywa się ona przed i w trakcie imprez sportowych. Co jak nie grill i dobre piwo ma pomóc w wytrwałym kibicowaniu?  Pamiętajcie, że mecz futbolu trwa około trzech godzin.

Dla mnie jest to sport mało zrozumiały (podobnie jak bejsbol, który miałam okazję zobaczyć na żywo) i za bardzo brutalny.  Niemniej jednak aspekt towarzyski jest niewątpliwe jego dużym atutem.

Rozgrywki futbolu przyciągają fanów bez względu na wiek, płeć, kolor skóry, adres zamieszkania i pozycję zawodową. 
Przed meczami odśpiewany jest hymn amerykański, co na prawdę robi wrażenie. Najlepsi sportowcy to celebryci i nierzadko milionerzy. Warto w tym miejscu dodać, że cena biletów na ważniejsze mecze to minimum dwieście dolarów.   
Na stadionach jest bardzo przyjaźnie i bezpiecznie. Nie słyszałam jeszcze ani razu o utarczkach między kibicami.  

Niedawno oglądnęłam kultowy amerykański film pt. Invincible. Jest to prawdziwa historia o zawodniku, który dopiero w wieku trzydziestu lat dostaję się do drużyny zawodowego futbolu .W jednej ze scen dziewczyna głównego bohatera ubrana w koszulkę ekipy jej rodzinnego miasta, siada w sektorze wspierającym jej partnera. Są małe uszczypnięcia, ale na tym kończą się klubowe antagonizmy.

Wczoraj na ulicy zauważyłam niebieską flagę z cyferką 12, którą ciągnął za sobą helikopter oraz tryskającą z fontanny niebieską wodę.W każdej drużynie gra bowiem jedenastu zawodników, a dwunastka symbolizuje kibiców. Niebieski to oficjalny kolor drużyny z Seattle. W przyszłą niedzielę Sehawsks zmierzą się z ekipą z San Francsico. Go Blue!

H.