Coffee
for Hannah
Pomimo znajomości angielskiego, w Stanach spotykają mnie ciekawe lingwistyczne sytuacje. Niektóre dotyczą mojego nie-amerykańskiego akcentu. W kawiarniach, powoli przyzwyczajam się do zawołania coffee for Hannah. Jest mi bardzo miło, kiedy napój uda mi się kupić pod moim właściwym imieniem.
Dzisiaj z kolei rozmawiąjąc
przez telefon z firmą energetyczną, pomocna interlokutorka chciała dowiedzieć
się czy lepiej mówić Hel-e-nah
czy raczej Hej-lej-na. Od pewnego
czasu staram się nie używać już polskiego nazwiska, tym samym eliminując
problem długiego literowania (S like
school, z like zebra..)
Parę dni temu w drodze
do Seattle, zapytałam w autobusie gdzie najlepiej wysiąść, aby znaleźć się w centrum.
Byłam pewna, że od dwóch osób usłyszałam
nazwę Wesleys. Po paru minutach
dotarliśmy jednak do stacji Westlake. Na
szczęście dopytałam się, czy może jednak powinnam już wysiąść. Okazało się, iż faktycznie
był to ten przystanek.
Inne sytuacje mają związek z odmiennym słownictwem. Przed wyjazdem do Stanów dostałam w prezencie
kieszonkowy słownik języka angielskiego. Była to nie tak oczywista pomoc, bo
dotyczyła przekładu z amerykańskiego na brytyjski. Zawarte są w nim takie znane tłumaczenia jak: store- shop, fall - autumn, movie theatre- cinema, yard - garden. Z doświadczenia dowiedziałam się jeszcze, że rajtki (dla warszawskich
czytelników – rajstopy) to nie tights,
a pantyhose.
Pewnego dnia
powiedziałam Deanowi, żeby założył na siebie jumper, bo inaczej się przeziębi. Moją troskę potraktował jednak ze
zdumieniem. Okazuje się, że po amerykańsku jumper
to nic innego jak sukienka. Innym razem
poprosiłam o tissue. Szybko jednak
się zorientowałam, że przecież potrzebuję kleenex.
Amerykański język pełen jest regionalnych akcentów, slangów, skrótów, a także m.in. indiańskich, hebrajskich, hiszpańskich słów i idiomów. Eksperyment z menu w meksykańskiej
restauracji, skończył się dla mnie niedawno, otrzymaniem małych, zimnych, pikantnych
przekąsek i nie za bardzo nadających się na główne danie.
Dodam jeszcze, że w
Stanach, przynajmniej w zasięgu amerykańskiej administracji publicznej, osoby nie
posługujące się angielskim są prawnie chronione. Dla przykładu: niedawno zdawałam
teorytyczny egzamin z prawa jazdy. Na
prośbę, był on również dostępny w językach obcych.
Na koniec mały lingwistyczny quiz: A caballerro
and a mensh were kvetching during a pow wow. What might improve their mood:
chipotle, moccasins or DOA?
H.
English version:
www.dziendobryusaen.blogspot.com
:) moja ciocia (siostra mojej babci) mieszka od 18 roku życia w Anglii, ma na imię Bożena, od ponad 40 lat używa swojego drugiego imienia - Anna, bo Bożena jest zbyt dużym językołamaczem
OdpowiedzUsuńściskam Helka!
Polecam uwadze: http://mix97-3.com/harvard-dialect-survey-what-does-the-way-you-speak-say-about-where-youre-from/
OdpowiedzUsuńA osoby nie poslugujace sie angielskim tzw. LEP (Limited English Proficiency) maja prawo do tlumacza gdyz w USA nie ma oficjalnego jezyka http://en.wikipedia.org/wiki/Languages_of_the_United_States :-)
a kazda osoba ma prawo do tego by mogla sie porozumiec zwlaszcza w instytucjach panstwowych http://nvbar.org/articles/content/court-interpreters-providing-equal-access-justice i dlatego mam prace ktora uwielbiam :-)
pozdrowienia.
Monika
Helnka,
OdpowiedzUsuńTrust me, it could be worse
http://9gag.com/gag/awrX8VD
;-)
R
Dziękuję bardzo za ciekawe i dowcipne uwagi;) H.
OdpowiedzUsuń