środa, 24 grudnia 2014



                   Wspaniałych Świąt Bożego Narodzenia prosto ze       
                                     słonecznego Krakowa!



Christmas story coming soon...

      

wtorek, 9 grudnia 2014

Książki pod choinkę

Tak się składa, że ostatnio wszystkie książki, które czytam napisane są przez kobiety. Na prezenty pod choinkę polecam Wam znakomitą Alexandrę Fuller i jej afrykańskie wspomnienia, najnowszą prozę Zadie Smith oraz przenikliwe opowiadania zeszłorocznej noblistki Alice Munro. Świetnie czytało mi się również biografię europosłanki Róży Thun.

W tym roku przeczytałam również ciekawe książki pisarek amerykańskich.

Jedną z nich były wspomienia pt. Brain of Fire młodej dziennikarki gazety NY Post. Pewnego dnia Susanah Cannalah zaczęła się bardzo dziwacznie zachowywać w redakcji.  Lekarze nie potrafili od razu rozpoznać przyczyn jej, przypominającego schizofrenię  i szybko pogarszającego się, stanu psychicznego.  Po dramatycznych przejściach trafia na dobrego psychiatrę (imigranta z Syrii), który pomaga zdiagnozować, co jej naprawdę dolega, i odzyskać panowanie nad swoim życiem. Specjalistyczne i nowatorskie leczenie w Nowym Jorku kosztowało ją, bagatela, milion dolarów. Na szczęście autorka mogła liczyć na wsparcie rodziny i na bardzo dobre ubezpiecznie zdrowotne.

Może oglądaliście dawno temu Domek na Prerii? To właśnie rola w tym serialu nadała impet karierze filmowej Melissy Francis. Była wtedy uroczą kilkulatką, występującą już  w reklamach telewizyjnych. Mimo iż wychowała się w, wydawałoby się, idealnej rodzinie z amerykańskiej klasie średniej, to jednak jej wspomnienia są słodko-gorzkie.
Diary of a Stage Mother's Daughter pisze o show-biznesie i dorastaniu przez przez pryzmat toksycznej relacji ze swoją wymagającą wymagającą matką typu tiger mum. Co prawda nauczyła się bycia ambitną, jest teraz dziennikarką ekonomiczną, ale jej historia niesie ze sobą ciężkie do wybaczania rozdziały.

Tymczasem jadąc samochodem do Oregonu, wysłuchaliśmy audiobooka pt. Lean Inn. To manifestu feministyczny amerykańskiej rekinki świata biznesu Sheryll Sandberg. Słuchaliśmy, jak ważny jest od samego początku równy podział obowiązków domowych, ale także aktywna postawa na każdym etapie życia zawodowego. Choć czasem treść była trochę irytująca, to wskazówki, którymi się dzieli się ta bilionerka i dzisiejsza dyrektor operacyjna Facebooka, są na pewno warte wysłuchania. 

Wszystkie trzy historie oparte są na faktach. Wszystkie trzy ukazają historie kobiet, które mimo przeróżnych przeciwności losu, uparły się i dopięły swoich celów. 

No to teraz czas na wycieczkę do Barnes&Noble po nowy zapas książek. A może polski aniołek też przyniesie mi ciekawą lekturę?

     H.                                            
                                       
                                             Please read the English version

wtorek, 25 listopada 2014

Lucky Bamboo

Ostatnio dużo czasu poświęcaliśmy na urządzenie naszego nowego gniazdka.  Nie wszystkie kartony zostały już rozpakowane, ale jesteśmy już na dobrej drodze.
Znalezienie miejsca dla zbiorów hobbystycznych i naukowych Deana wymaga trochę namysłu. Nasze meble nie pasują też za bardzo do drewnianej podłogi, a moja garderoba zawsze wydaje mi się za mała..

Musimy więc dobrze zastanowić się jak zagospodarować każdy cal naszego kalifornijskiego metrażu.

W tym celu wybraliśmy się oczywiście do Ikei. Ogromny budynek znajdujący się zaraz przy popularnym centrum handlowym i otoczony palmami robi wrażenie. W środku przywitała nas świąteczna dekoracja, ale jednak ta europejska, bożonarodzeniowa.  Nie znalazłam wielu akcentów na zbliżające się amerykańskie Święto Dziękczynienia.

Przed tłocznymi zakupami udaliśmy się do jeszcze bardziej tłocznej kafeterii. Wszystko w niej oczywiście było takie samo, jak podejrzewam we wszystkich placówkach  Ikei na całym świecie. Znane wszystkim szwedzkie klopsiki widać też bardzo przypadły do gustu Amerykanom, a nam kawka i czekoladowe ciastko dodały od razu sił.

Wymierzyliśmy ponownie regały na książki, wybróbowaliśmy sofy i biurka.  Podobno amerykański sukces Ikei zależał od skierowania większej uwagi na wybór mebli i akcesoriów kuchennych (konieczne było powiększenie rozmiarów) i sypialni. Faktycznie wybór łóżek wydawał mi się większy niż w Europie.

Po zakończeniu eksplorowania ogromnych hal, znalazłam jeszcze uroczą roślinkę - Lucky Bamboo oraz zasłonkę pod prysznic w czerwone wzorki, w sam raz odpowiednią do świątecznej dekoracji.

Ponieważ tym razem przyjechaliśmy bez samochodu, zdecydowaliśmy, że meble z dostawą zamówimy wkrótce przez internet. 

Droga powrotna zajęła nam trochę więcej czasu. Darmowy autobus dojeżdżający do kolejki miejskiej spóźnił się aż prawie o godzinę. Mimo to wyprawę uznaliśmy za bardzo udaną, a nasze nowe lokum już co raz bardziej feels like home.

Zobaczcie jeszcze najnowszą, amerykańską reklamę Ikei:


                
                                           
                     
H.
                              Please visit the English version

czwartek, 6 listopada 2014

Welcome home !

Tymi miłymi słowami przywitał mnie amerykański urzędnik na lotnisku w San Francisco. Chociaż mam już status stałego rezydenta, to i tak, podobnie jak podróżnicy z amerykańskim paszportem , muszę zawsze przejść przez krótką serię kontrolnych pytań aby móc oficjalnie przekroczyć granicę USA.

Od ponad tygodnia urzędujemy już wspólnie z Deanem w San Francisco. Pierwsze wrażenia mam bardzo pozytywne. Mieszkamy w mieście, ale w takiej dzielnicy, w której nie słychać bardzo ruchu ulicznego. No może czasem słychać budujące się wokół liczne wieżowce, ale jest i tak o wiele ciszej niż w miejscu, w którym mieszkaliśmy w Bellevue.

Zaraz niedaleko nas znajduje się ogromny stadion baseballowy. Nie mam pojęcia jakie znane mecze się na nim rozegrały, ale za to szybko rozpoznałam, iż jest to ten sam stadion, na którym sam Kanye West oświadczył się swojej wybrance ...:)

Nasze kondominium znajduje się również przy samym porcie San Francisco, także z dość bliskiej odległości widać imponujące wielkością statki towarowe.

Mamy też wspaniałą marinę oraz bulwar nad samą zatoką - wspaniały na długie weekendowe spacery lub wycieczki rowerowe. Na ulicach widać też moje ulubione palmy, a nad głową często przelatują mewy. Na pogodę też nie mogę narzekać. Prawie cały czas jest ok. 20 stopni Celsjusza.

Brakuje mi tu jednak mniejszych sklepików i kiosków. Ku mojemu zdziwieniu  nie ma tu tez tak wielu kafejek Starbucksa. Jest za to bardzo dużo autobusów i nawet tramwajów i to nie tylko tych turystycznych.

Zawsze chcialam mieszkać nad wodą i teraz mogę powiedzieć, że moje marzenie się spełniło. Dean też wydaje się bardzo zadowolony ze swojej nowej pracy, do której nawet, o dziwo jak na amerykańskie standardy, może chodzić piechotą.

A tu jeszcze parę zdjęć naszej dzielnicy Mission Bay:
                                                                                                   
                                        Please visit the English version

czwartek, 2 października 2014

Pora na zmiany

Zmieniła się już pora roku, a w sklepach i kawiarniach dostępne są już różnorakie dyniowe produkty. W rozmowach coraz częściej słyszę pytania o pomysły na spędzanie Thanksgiving, a nawet już świąt Bożego Narodzenia.

U nas prywatnie nadchodzą również spore zmiany. Dean otrzymał propozycję wymarzonej pracy w San Fransisco. Postanowiliśmy nie przepuścić takiej okazji.
Dość szybka przeprowadzka oznacza pozostawienie Bellevue.  Powinnam być bardziej spokojna. Według Amerykańskiego Urzędu Statystycznego przeciętny Amerykanin przeprowadza się w ciągu życia aż około jedenastu razy!

To jednak w Bellevue rozpoczęłam swój amerykański etap życia. Niedawno odbyłam tu swój pierwszy amerykański wolontariat.  Przez ostatnie dwa miesiące pomagałam w obsłudze kilku  bardzo ciekawych wydarzeń organizowanych w ramach Culture Diversity Program w Bellevue City Hall.

To również w Bellevue rozpoczęłam zajęcia w ramach certyfikatu Human Resources w Bellevue Community College. Okazuje się, że będę mogła je dokończyć w San Francisco State University.

W Bellevue poznałam też wiele sympatycznych osób . Na szczęście wciąż pozostajemy na Zachodnim Wybrzeżu i wzajemne odwiedziny nie powinny stanowić większego kłopotu.

No i muszę znaleźć też nowy Dom Polski, aby może znów poprowadzić Poczytajki z najmłodszą Polonią w naszych okolicach. Trudniej będzie mi na pewno zastąpić Deanowi tak miłej i skutecznej nauczycielki języka polskiego, jaką miał w Bellevue.

We wrześniu wzięłam udział w projekcie Changing Faces of Bellevue, ukazującym różne doświadczenia nowych i wieloletnich mieszkańców miasta. W rozmowie z demografką City Hall powiedziałam, iż zamieszkanie w Bellevue było dla mnie czymś w rodzaju miękkiego lądowania.

Teraz czas na nowe wyzwania.  Pora zamienić deszcz z Seattle na kalifornijskie słońce i mgłę Golden City. Jak powiedziała,  moja nauczycielka języka rosyjskiego z Bellevue Russian School: Nigdy nie wiesz, którędy poniesie Cię droga...

A już za tydzień lecę do Polski.  Pobyt w jesiennym Krakowie pozwoli zrelaksować się przed przeprowadzką. Na kolejne kalifornijskie wpisy zapraszam w listopadzie.

Załączam również teledysk popularnej grupy hiphopowej z Seattle.  Słuchajcie uważnie tekstu piosenki w pierwszej minucie.

H.xx                      
                      
                             



                         
                                                          English version

wtorek, 16 września 2014

Aloha,  czyli hawajskie impresje z podróży poślubnej.

W pamiątkowej książce maturalnej napisałam przewrotnie, iż w ciągu dziesięciu lat od ukończenia liceum będę mieszkać na Hawajach. Moja przepowiednia spełniła się dwa lata temu, kiedy polecieliśmy tam pierwszy razem z Deanem. Nie sądziłam jednak, że pojadę tam jeszcze raz w swoją podróż poślubną...

Jest coś w Hawajach takiego, że mogłabym tam wracać co miesiąc. Nigdy mi dość spacerów wzdłuż Waikiki Beach, ciepłego Pacyfiku, krajobrazów jakby wyciętych z widokówek. Sceneria w sam raz jak na wymarzony honeymoon..  

Nie sądziłam też, że na wyspach zobaczę tak wielu turystów z Azji. Z ciekawością przyglądałam się, jak chętnie wydają krocie w eksluzywnych hawajskich butikach. Dwa lata temu w hotelu mogliśmy nawet zjeść na śniadanie zupkę miso. A na ostatnią kolację przed powrotem wybraliśmy ponownie malutką Hana na Soto, której właścicielami jest małżeństwo imigrantów z Japonii. 

Na Hawajach nie brakuje też bardziej amerykańskich atrakcji. Na głównej Kalakaua Avenue można potrenować w Waikiki Gun Club, a potem udać się do restauracji Cheesburger in Paradise. Turyści, również z Azji, wybierają się także do historycznej bazy Pearl Harbor.

Hawaje to jednak nie dla wszystkich raj na ziemi.. Władze miasta intensywnie pracują nad planem przemieszczenia bezdomnych z okolic typowo turystycznych. Akcja, jak doczytałam w lokalnej prasie, nie podoba się wielu rdzennym, i to nierzadko religijnym, rezydentom wyspy Oahu.

W ciągu naszej podróży niestety po raz kolejny nie zdążyliśmy wejść na górę –krater Diamond Head.  Zafundowaliśmy sobie za to wycieczkę samochodową do mniej ekskluzywnego rejonu  North Shore oraz skusiliśmy się na rejs łodzią podwodną. Ogromne żółwie oceaniczne drzemiące na wrakach starych, opuszczonych statków zrobiły na nas niemałe wrażenie.

Nie zjedliśmy też popularnej przekąski spam. Jest to rodzaj mielonki dostępnej nawet jako kanapki w znanych sieciach fast-foodu. Początkowo służyła ona jako pokarm amerykańskich żołnierzy stacjonujących w różnych bazach, w tym azjatyckich. Przypadła ona również do gustu tamtejszych mieszkańcom i stąd też jej niezwykła popularność na Hawajach. Na marginesie, to od tej przekąski pochodzi nazwa niechcianej poczty w naszych skrzynkach e-mailowych.  Mnie jednak jakoś w ogóle nie zachęcała do konsumpcji.  

Mogłabym jeszcze pisać i pisać o wyjątkowej wyspie Oahu. Pałacyk królowej Emmy, orientalna pagoda ukryta w centrum Honolulu, niebotyczne kompleksy hotelowe  i niepowtarzalna hawajska hippie atmosfera zasługują na więcej niż tylko krótką wzmiankę. Dean powinien dopisać, jakie rybki zobaczył pod wodą w zjawiskowej Huanama Bay..

Teraz może wrócę jeszcze raz do książek Stąd do wieczności lub Paradise News, a może też do filmów Pearl Harbor i Spadkobierców... 

A na koniec mała zagadka.  Może wiecie który amerykański, bardzo znany polityk, urodził się właśnie w Honolu? No, nie wszyscy byliby tu zgodni..

Podpowiedź w załączonym filmiku:

                      
                                                      
                                                                    
                                            English version
H.

piątek, 29 sierpnia 2014

Górski Paradise i morsy w Oregonie.

Lato w naszych stronach jest naprawdę wspaniałe. Słońce mamy prawie każdego dnia, mało pada, a wieczorne powietrze przypomina mi środziemnomorskie klimaty.

Nic dziwnego, iż mieszkańcy rejonu Pacific Northwest w lecie korzystają jak najwięcej z górskich szlaków. Jednym z najbardziej popularnych miejsc wspinaczkowych jest Mountain Rainier National Park. Postanowiliśmy sprawdzić dlaczego.

Wulkaniczna góra Rainiera jest najwyższym szczytem stanu Waszyngton. Przy dobrej widoczności, często widzę jej ośnieżony szczyt z daleka. Jest ona również niedłącznym motywem obrazów, reprodukcji i pamiątek z Seattle.

Kiedy w marcu odwiedził nas Tata zainteresowało go dlaczego nosi właśnie taką nazwę.  Z niezawodnej Wikpedii, dowiedzieliśmy się, iż znany podróżnik i oficer brytyjskiej marynarki wojennej George Vancouver, nazwał ją tak, pod koniec XVIII wieku, na cześć swojego przyjeciela Petera Rainiera. I nawet powstanie amerykańskich kolonii przeciwko Koronie Brytyjskiej ten nazwy nie zmieniło.

Do samego parku i prawie na szczyt wjechaliśmy samochodem. Wybraliśmy łagodny, ale przepiękny szlak  ParadiseByło dość tłoczno, ale bardzo przyjemnie. Po spacerze wśród mgły i kwitnących łąk, nie mogliśmy nie wypić mrożonej kawki . Jak dobrze, że w pobliżu znajduje się hotel z wspaniałym widokiem na szczyty Gór Kaskadowych.

W zeszły weekend w Oregonie dotarliśmy natomiast do nadbrzeżnego miasta Newport w Oregonie. Lokalną plażę zdobi i oświetla latarnia tajemnicza morska Yaquina Head Light.

W załączonej filmiku zobaczycie urocze i bardzo głośne morsy, które przyciągają  turystów. Co zabawne na słynnej Bachelor Row wylegują się tylko samce.  W sierpniu przypływają same do portu, a samice z małymi zostają na zimę w cieplejszej Kalifornii.  

A już dzisiaj pakujemy walizki na naszą egzotyczną podróż poślubną.  Nie powinno zabraknąć w niej kolorowych lei...
                                     
                                                 
                 Tutaj można zobaczyć filmik na większym ekranie:)    
                    
                               Click for English version
                   

wtorek, 19 sierpnia 2014

Happy  Anniversary !

W sierpniu mija rok od kiedy przyleciałam na dłużej do Stanów. 
Ostatni rok obfitował w piękne podróże (letnia fotorelacja już niedługo na blogu) i ciekawe obserwacje.
Stany to kraj wielkich możliwości, ale też wielkich kontrastów. Na jednej  z większych ulic Seattle zakupimy szalenie drogie torebki, ale zaraz koło sklepów zobaczymy osamotnionych i chorych bezdomnych.

Zdarzają mi się też wpadki. Na przykład niedawno temu zapomniałam, iż w autobusie kierowca nie wydaje reszty – monety i banknoty wpadają do szczelnie zamkniętego kufra. Teraz zazwyczaj jeżdzę z kartą miejską.  

Z drugiej strony już coraz rzadziej Amerykanie mylą moje imię z Hannah.. (o zabawnej pomyłce pisałam na blogu w styczniu).   

A co według mnie znajduje się na drodze do amerykańskiej adaptacji?  

Powinnam więcej jeździć samochodem, w szczególności na autostradzie. Najdłuższą trasę pokonałam na razie na trasie Oregon-Waszyngton. Szło mi już całkiem nieźle, ale wciąż obawiam się samodzielnej jazdy.  

Zwiedzenie stolicy Stanów. Szczególnie po dwóch sezonach serialu House of Cards, zobaczenie Białego Domu wydaje mi się koniecznością. Nie uważacie, że byłoby wspaniale gdyby kolejną serię nakręciła reżyserka polskiego pochodzenia...?

Mam też nadzieję, że w najbliższej przyszłości uda mi się znaleźć swoje miejsce na amerykańskim rynku pracy.  Ostatnio wśród lokalnej Polonii intensywnie krążyła oferta pracy testowania poprawności językowej gier komputerych.

Ponieważ w Stanach kuchnie narodowe są bardzo popularne, czekam na moment, w którym w końcu ulepię polskie pierogi na proszoną kolację. To może mi jednak jeszcze zająć trochę czasu.

W sierpniu mijają też dwa lata od kiedy w Kijowie, na kursie rosyjskiego, poznałam DeanaCzęsto spotykaliśmy się na niezwykłym Placu Niezależności. Jak wiele zmieniło się od tamtego czasu...

Drodzy czytelnicy, dziękuję, iż od roku odwiedzacie (i to nawet z bardzo odległych części świata) mnie tutaj. Oby kolejne wpisy były dla Was też ciekawe!


H.                          
Kijów 2012
                                              Please visit the English version          
                                         

środa, 6 sierpnia 2014

Frankofile spod Seattle.

Po dłuższym czasie udało nam się nareszcie dotrzeć na spotkanie frankofilów w Bellevue. Grupę znalazłam na stronie internetowej Meetup, która pomaga w całych Stanach organizować się nieznajomym sąsiadom o podobnych zainteresowaniach. W naszych stronach istnieje też m.in. Russian Meetup, oraz kółka Seattle Writers GroupBollywood Dance ClassesBellevue Active Mums oraz Eastside Christian Faith Singles.
Francuskie rendez-vous odbywają się cyklicznie w pobliskiej piekarni. Świetna okazja, aby poznać nowych ludzi i porozmawiać po francusku.  Dowiedzieliśmy się te, iż założyciel grupy, ma nawet polskie korzenie. Spotkanie już zmotywowały mnie do częstszego zaglądania na TV5 Monde États-Unis i wrócenia do wypożyczania francuskich dvd z lokalej biblioteki.

Kiedy, w ramach wymiany studenckiej Erasmus, mieszkałam w Aix-en-Provence,  żałowałam, że nie zdążyłam zobaczyć pięknych pól lawendowych.  Na szczęście, choć w mniejszej skali, zaległości nadrobiłam w Stanach. Okazało się, że niedalekim mieście Woodinville znajduje się Lavender FarmZabawne, iż odkryłam ją, spontanicznie przeglądając zdjęcia na Instagramie. Miejsce cudowne.

Na farmie uprawiane są dwa rodzaje lawendy: francuska i angielska. Można było przespacerować się pośród fioletów i relaksującego zapachu lawendy. Nic dziwnego, że farma służy też jako miejsce ceremonii ślubnych. Przed wyjściem napiliśmy się chłodzącej grejpfrutowej lemoniady. Na parkingu podszedł do nas jeszcze właściciel farmy, od którego dowiedzieliśmy się, że zawsze możemy wrócić i... pomóc w koszeniu zbiorów. Dla wolontariuszy czeka bukiet lawendy oraz batonik lodowy.

Innym miłym i częstym francuskim akcentem mojej amerykańskiej rzeczywistości są spotkania z Jacques'iem i Claudem...  Dean ne t'inquites pas..Wiesz przecież, że są to tylko nazwy naleśników w naszej French Bakery:)

Quel plaisir..
H.
                                               
                                  Please visit the English version

niedziela, 27 lipca 2014

Woodland Park

Ostatnią lipcową sobotę zaczęłam od sojowej mrożonej kawy. Wiem, brzmi snobistycznie, ale w Stanach mleko sojowe jest dużo bardziej powszechne i nie jest atrybutem wyłącznie lemingów. No może jednak troszkę jest..:)

O dziewiątej rano byłam już Bellevue College.  Podczas ciekawych zajęć Introduction to Employment Law przerobiliśmy m.in. zagadnienia związane z klasyfikacją pracownikówna na statusy non-exempt i exempt. Pierwszym pracodawca jest zobowiązany do zapłaty za nadgodziny, a drudzy są z tego prawa wyłączeni. Po przerwie, powtórka z urlopu zdrowtnego. Czy wiedzieliście, że w Stanach nie ma gwarantowanego prawnie płatnego urlopu macierzyńskiego?  

Po zajęciach przyszedł czas na odpoczynek.  Tym razem zdecydowaliśmy się poznać naszych nietypowych sąsiadów. A są nimi mieszkańcy parku zoologicznego Woodland Zoo. Przyszliśmy w porze poobiadowej, i pewnie dlatego misie, lwy, jaguary i kangury nie były chętne do pokazywania swoich wdzięków, a raczej wolały pospać w dali i w cieniu.

Ale i tak zobaczyliśmy wiele wspaniałach zwierząt i ptaków z całego świata. Piękny, olbrzymi i najedzony słoń przechadzał się zadowolony, po swoim całkiem sporym terenie. Co ciekawe, Woodland Zoo,podobnie jak administracja Prezydenta Obamy, wspiera inicjatywę 96 Elephants, domagającą się zakazu zabijania słoni oraz handlu kością słoniową. Niestety, Stany są jej drugim co do większości rynkiem zbytu..

W jednym z zaułków natkneliśmy się nawet na sporą kolekcję jadowitych węży. Aż ciarki mnie przychodzą jak przypomnę sobie te małe, cienkie języczki...
Po dwóch godzinach dotarliśmy do naszych bliskich krewnych, czyli... goryli. Widok uroczy. Nawet w pewnym miejscy podeszły bliżej do odzielającej szyby. Chyba rozumiały, jak ważne są dziś atrakcyjne zdjęcia na portalach społecznościowych. 

W najbliższą środę kolejny punkt naszego letniego kulturowo- wycieczkowego programu. Wybieramy się na szaleństwo amerykańskiej pop-kultury czyli na koncert Queen Bee Beyonce i samego Jay- Z. #soexited! 
                                                               
                           
                                   
H.xx
                          English version and more zoo pics!

wtorek, 15 lipca 2014

Seattle Polish Festival czyli z powrotem w USA.

Trzy tygodnie w Polsce i parę dni w Londynie minęło szybko, ale wspaniale. Intensywny program z najbliższymi i przyjaciółmi dostarczył wielu ciepłych chwil.
Nasz plan zawierał przede wszystkim organizację cudownego bankietu poweslnego, zwiedzanie podziemi Krakowa, Bazyliki Mariackiej, Fabryki Oskara Schindlera, uroczej Lanckorony oraz parudniowy wypad do Zakopanego. Ah te nasze piękne Tatry i gofry z jagodami..

Żeby jeszcze pobyć  dłużej w polskim klimacie, zgłosiłam się na ochotnika do pomocy podczas trzeciego corocznego Polish Festival w Seattle. Pomagałam przy stoisku Best of Poland Assistants. W ramach gratyfikacji otrzymałam pierwszą od dłuższego czasu wypłatę w postaci kuponu żywnościowego do zrealizowania podczas festiwalu.

Podczas parugodzinnej zmiany miałam okazję poznać osoby polskiego pochodzenia z Seattle, ale też z innych miast Stanów.  Niektórzy żałowali, że ich dziadkowie nie nauczyli ich polskiego, inni pytali czy w Polsce jest bezpiecznie.  Nie brakowało osób, które w Polsce byli i również Amerykanów, którzy planują się do niej wybrać.  Z rozmów powstał również plan na Polish Social Hour.

Wymieszany etnicznie, narodowościowo i zapewne poglądowo tłum uczestników festiwalu wydawał się być zadowolony z przygotowanych atrakcji. Organizatorzy postarali się o, może trochę old-schoolową, ale jednak bardzo sympatyczno- biesiadną atmosferę.

Na gości czekała wystawa poświęcona Solidarności, polskie smakołyki, przeróżne polskie gadżety (Dean zakupił nawet książkę Cooking with a Polish touch) oraz różnorodny program artystyczny. Były tańce góralskie, cygańskie, występ chóru oraz tańce współczesne.  Festiwal upiększały piękne stroje folkowe oraz dzieci wymalowane i poubierane na biało- czerwono.

Pod koniec wypełniłam jeszcze ankietę studencką dotyczącą udziału w wydarzeniach promujących odmienne kultury. Seattle Polish Festival jest bowiem częścią całorocznego cyklu festynów celebrujących kulturowe bogactwo oraz różnorodność regionu Pacific Northwest. Przed nami jeszcze dni chorwackie, tureckie, a w 1 listopada będzie obchodzony meksykański Dia de Muertos.

Teraz pozostaje wypakować wszystkie książki i audiobooki dla dzieci i dorosłych, które przyleciały ze mną do Polskiej Biblioteki w Seattle.
                                                  
                                                             
 H.
                              English version and more photos:)