Step by step
W Bellevue idzie wiosna. Kwitną wiśnie i jest coraz cieplej. Zmieniliśmy już zegarki na czas letni- w Stanach przestawiamy je wcześniej niż w Europie. Dobre wiadomości przyszły też do nas z frontu imigracyjnego. Mianowicie niedawno dostałam oficjalne pozwolenie na stały pobyt w Ameryce.
Urzędnicze procedury trwały około trzech i poł miesiąca. W ich ramach musiałam m.in. udać się do specjalnego lekarza na ogólne badanie fizyczno-psychiczne. Pani doktor, rosyjskiego pochodzenia, nie wypatrzyła wszystkich wskazanych szczepionek w mojej polskiej karcie szczepień. Nie miałam wyjścia- musiałam poddać się paru zastrzykom oraz wyrazić zgodę na flu shot.
Punktem kulminacyjnym była rozmowa z urzędnikiem imigracyjnym. Musieliśmy właściwie udowodnić, że nasz związek jest prawdziwy. Rozmowa nie odbyła się, tak jak na filmach w miejscu zamieszkania, a w instytucji Department of Homeland Security.
W tym samym czasie, kiedy czekaliśmy na swoją kolej, duża grupa osób przygotywała się do naturalization ceremony ,czyli na uroczyste nadanie obywatelstwa amerykańskiego. Ktoś czekał też na rozpatrzenie wniosku o azyl.
W tym samym czasie, kiedy czekaliśmy na swoją kolej, duża grupa osób przygotywała się do naturalization ceremony ,czyli na uroczyste nadanie obywatelstwa amerykańskiego. Ktoś czekał też na rozpatrzenie wniosku o azyl.
Nasza prawniczka przygotowała nas do interview, wysyłając nam długą listę mniej i bardziej krępujących pytań. Na szczęście nie musieliśmy opowiadać, kto śpi po której stronie łóżka, a raczej, jak się poznaliśmy (wszystko zeznawaliśmy pod przysięgą). To akurat był ciekawy temat do rozmowy, ponieważ poznaliśmy się w Kijowie. Bardzo przydał się też album ze zdjęciami z naszego ślubu, świąt spędzonych w Polsce oraz dokumentacji naszych europejskich i amerykańskich eskapad.
Po udanej rozmowie byliśmy dość spokojni. Faktycznie, po dość krótkim czasie przyszedł do mnie bardzo uprzejmy list z wydziału U.S.Immigration Services, który w swojej treści zawierał miły zwrot: with pleasure we welcome you to the U.S.A.
Innym ważnym krokiem było nadanie numeru Social Security oraz wydanie tzw. work permit. Identyfikacja w systemie pomogła mi również w zapisaniu się na kursy szkoleniowe w miejscowym Community College.
I jeszcze jeden ważny sukces. Za parę dni będę mogła już odebrać samochodem Tatę z lotniska, ponieważ miesiąc temu pomyślnie zdałam egzamin z amerykańskiego prawa jazdy:)
Kolejne kroki w moim życiu w Stanach cieszą. Tymczasem niedawno znów zostałam przechrzczona w kawiarni na Hannah...