Prawie trzy tygodnie temu udałam się na wieczorne zajęcia z prenatal yogi, a już kilka godzin później, trochę niespodziewanie, zostałam przyjęta na amerykańską porodówkę uniwersyteckiego szpitala UCSF w Mission Bay. Kilkanaście godzin później na świat przyszła nasza śliczna córeczka Róża.
Profesjonalny zespół pielegniarek, położnych i anestezjologów bardzo pomógł mi w tym bardzo intensywnym, ale też niesamowitym doświadczeniu.
Pod sam koniec towarzyszyła nam spora grupa osób (same kobiety), ale i tak atmosfera była intymna i przyjazna.
Dean oczywiście był ze mną cały czas, mógł również zostać na noc na oddziale postpartum, w którym spędzilśmy przepisowo dwie doby. Szczerze mówiąc to mogłabym zostać na nim jeszcze trochę dłużej. Pojedynczy pokój, piękny widok z okna, trzy indywidualnie wybierane posiłki dziennie, troskliwe pielęgniarki do pomocy przy noworodku - tak można rodzić!
Róża i ja mogłyśmy jednak zostać wypisane ze szpitalach po 2 dobach. Przed opuszczeniem szpitala musieliśmy zameldować o umówionej wizycie u pediatry oraz pokazać nasz fotelik do samochodu. Mała ciekawostka: W Kalifornii muszą go pokazać nawet Ci rodzice, którzy nie posiadają samochodu.
Przed opuszczeniem szpitala zostaliśmy jeszcze miło zaskoczeni, iż możemy liczyć na jedną domową wizytę lekarską. Do tego jej koszty pokryło nasze ubezpieczenie.
Teraz dostosujemy sie do nowego trybu życia (to nie żart z liczbą zmienianych dziennie pieluszek..), a także czekamy na przylot moich rodziców. Czas aby Różka słuchała więcej języka polskiego:)
Śniadanie do łóżka |
Szpital oferował również usługi profesjonalnego fotografa. |
Lovin' the stroller |
Nap time |
Daddy time:) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz