wtorek, 25 listopada 2014

Lucky Bamboo

Ostatnio dużo czasu poświęcaliśmy na urządzenie naszego nowego gniazdka.  Nie wszystkie kartony zostały już rozpakowane, ale jesteśmy już na dobrej drodze.
Znalezienie miejsca dla zbiorów hobbystycznych i naukowych Deana wymaga trochę namysłu. Nasze meble nie pasują też za bardzo do drewnianej podłogi, a moja garderoba zawsze wydaje mi się za mała..

Musimy więc dobrze zastanowić się jak zagospodarować każdy cal naszego kalifornijskiego metrażu.

W tym celu wybraliśmy się oczywiście do Ikei. Ogromny budynek znajdujący się zaraz przy popularnym centrum handlowym i otoczony palmami robi wrażenie. W środku przywitała nas świąteczna dekoracja, ale jednak ta europejska, bożonarodzeniowa.  Nie znalazłam wielu akcentów na zbliżające się amerykańskie Święto Dziękczynienia.

Przed tłocznymi zakupami udaliśmy się do jeszcze bardziej tłocznej kafeterii. Wszystko w niej oczywiście było takie samo, jak podejrzewam we wszystkich placówkach  Ikei na całym świecie. Znane wszystkim szwedzkie klopsiki widać też bardzo przypadły do gustu Amerykanom, a nam kawka i czekoladowe ciastko dodały od razu sił.

Wymierzyliśmy ponownie regały na książki, wybróbowaliśmy sofy i biurka.  Podobno amerykański sukces Ikei zależał od skierowania większej uwagi na wybór mebli i akcesoriów kuchennych (konieczne było powiększenie rozmiarów) i sypialni. Faktycznie wybór łóżek wydawał mi się większy niż w Europie.

Po zakończeniu eksplorowania ogromnych hal, znalazłam jeszcze uroczą roślinkę - Lucky Bamboo oraz zasłonkę pod prysznic w czerwone wzorki, w sam raz odpowiednią do świątecznej dekoracji.

Ponieważ tym razem przyjechaliśmy bez samochodu, zdecydowaliśmy, że meble z dostawą zamówimy wkrótce przez internet. 

Droga powrotna zajęła nam trochę więcej czasu. Darmowy autobus dojeżdżający do kolejki miejskiej spóźnił się aż prawie o godzinę. Mimo to wyprawę uznaliśmy za bardzo udaną, a nasze nowe lokum już co raz bardziej feels like home.

Zobaczcie jeszcze najnowszą, amerykańską reklamę Ikei:


                
                                           
                     
H.
                              Please visit the English version

czwartek, 6 listopada 2014

Welcome home !

Tymi miłymi słowami przywitał mnie amerykański urzędnik na lotnisku w San Francisco. Chociaż mam już status stałego rezydenta, to i tak, podobnie jak podróżnicy z amerykańskim paszportem , muszę zawsze przejść przez krótką serię kontrolnych pytań aby móc oficjalnie przekroczyć granicę USA.

Od ponad tygodnia urzędujemy już wspólnie z Deanem w San Francisco. Pierwsze wrażenia mam bardzo pozytywne. Mieszkamy w mieście, ale w takiej dzielnicy, w której nie słychać bardzo ruchu ulicznego. No może czasem słychać budujące się wokół liczne wieżowce, ale jest i tak o wiele ciszej niż w miejscu, w którym mieszkaliśmy w Bellevue.

Zaraz niedaleko nas znajduje się ogromny stadion baseballowy. Nie mam pojęcia jakie znane mecze się na nim rozegrały, ale za to szybko rozpoznałam, iż jest to ten sam stadion, na którym sam Kanye West oświadczył się swojej wybrance ...:)

Nasze kondominium znajduje się również przy samym porcie San Francisco, także z dość bliskiej odległości widać imponujące wielkością statki towarowe.

Mamy też wspaniałą marinę oraz bulwar nad samą zatoką - wspaniały na długie weekendowe spacery lub wycieczki rowerowe. Na ulicach widać też moje ulubione palmy, a nad głową często przelatują mewy. Na pogodę też nie mogę narzekać. Prawie cały czas jest ok. 20 stopni Celsjusza.

Brakuje mi tu jednak mniejszych sklepików i kiosków. Ku mojemu zdziwieniu  nie ma tu tez tak wielu kafejek Starbucksa. Jest za to bardzo dużo autobusów i nawet tramwajów i to nie tylko tych turystycznych.

Zawsze chcialam mieszkać nad wodą i teraz mogę powiedzieć, że moje marzenie się spełniło. Dean też wydaje się bardzo zadowolony ze swojej nowej pracy, do której nawet, o dziwo jak na amerykańskie standardy, może chodzić piechotą.

A tu jeszcze parę zdjęć naszej dzielnicy Mission Bay:
                                                                                                   
                                        Please visit the English version