poniedziałek, 16 lutego 2015

One day in LA.

Uff jak gorąco. Temperatury w południowej Kalifornii nie odpuszczają na chwilę. W tym roku luty jest podobno wyjątkowo ciepły.W ciągu tygodnia wybraliśmy się do Los Angeles. Lubię to miasto. Jest strasznie szpanerskie, ale bije z niego również pozytywna i twórcza energia. 
                  
Z Newport Beach do Los Angeles droga samochodem zajmuje około godziny. Ominęliśmy rush hour, więc do dzielnicy Santa Monica, gdzie znajduje się najbliższy Konsulat Generalny RP, dojechaliśmy w około 4o min. Na pewno poszło nam szybciej, ponieważ korzystaliśmy z pasa carpool - zarezerwowanego dla samochodów z minimum dwoma pasażerami. Zwróćcie uwagę na ilość pojazdów z samotnym kierowcą!
                            
Wizyta w polskim, bardzo eleganckim urzędzie odbyła sie bez problemów i już za ponad miesiąc powinnam otrzymać pocztą mój nowy paszport.
                                           
Parę miesięcy temu wypatrzyłam na Instagramie portalu Discover LA oryginalną posiadłość. Bardzo chciałam zobaczyć ją na własne oczy. Udało się:
Stahl House znajduje się na wzgórzach Hollywood Hills. Buck Stahl nie był nikim sławnym. Z miejscem nie wiąże się też żadna hollywoodzka legenda. Po prostu pewnego dnia w 1954r.  Stahl kupił ziemię na wzgórzach i postanowił wybudować na niej swój dom.                  

Udało się mu dokończyć budowę z pomocą architekta Pierre'a Koeniga. Projekt powstał w ramach Case Study House Program. Był to praktyczny manifest sporej grupy projektantów, pragnącej nowoczesnej, powojennej i użytkowej architektury. 
                                 
Przepiękna panorama widoczna z każdego wnętrza jest podstawą koncepcji Koeniga. Sam dom wybudowany jest w większości z szkła i stali. Stalh House wpisano w rejestr zabytkowych miejsc w Stanach Zjednoczonych. 

Mogliśmy tylko pożałować, że nie zostaliśmy na zachód słońca oraz, że nie mogliśmy ochłodzić się w basenie.                 
Tutaj możecie jeszcze zobaczyć przegląd sesji fotograficznyh z Stalh House:  http://www.stahlhouse.com/index.php?option=com_content&view=article&id=19&Itemid=115

Po południu, już w innym rejonie LA, nie zabrakło nam czasu na nadrobienie koleżeńskich zaległości.                                    
                                                                                 
           
           Przejechaliśmy też przez słynną dzielnicę Beverly Hills.

                                         

Kiedy wyjechaliśmy już z upalnego Los Angeles, nie mogliśmy nie zatrzymać się w galerii handlowej na małe zakupy. 

Niedawno przeczytałam książkę Woziłam arabskie księżniczki- autorstwa Amerykanki Jayne Larson.  Głównie opisuje w niej szał zakupów saudyjskiej rodziny królewskiej, ale z książki można także dużo dowiedzieć się o samym Mieście Aniołów. Polecam:) 

Po drodze sprawdziliśmy jeszcze, czy poszczęściło się nam w mega loterii Powerball. Tym razem do wygrania było aż 500 milionów dolarów! Byliśmy blisko, ale jednak bardzo daleko. 
Trójka zapewniła nam wygraną 7 dolarów! Wystarczyło prawie akurat na pyszny sernik cytrynowy z znanej sieciówki restauracji Cheesecake Factory.


Wróciliśmy trochę zmęczeni, ale w dobrych humorach, planując kolejną wizytę w magicznym LA.                                 
                                         
H.                                    
                                                     Click for post in English

1 komentarz:

  1. Gratka dla dizajnerow! diamod chair Eamsów - klasyka amerykanskiego designu lat 50tych oraz krzesło V.Pantona w swojej starszej odslonie z lat 60tych :)

    OdpowiedzUsuń